Zupa szczawiowa

 Raz do roku, na wiosnę, robię zupę szczawiową z mojego szczawiu. I nie jest to szczaw posiany na grządce. Nie, to szczaw zebrany pod drzewami, wśród trawy, pod krzaczkiem, dziki szczaw, do niedawna uporczywy chwast na kwaśnej glebie. 

Do niedawna. W tym roku ledwie na jedną zupę uzbierałam. Mój posypywał wszystko popiołem z ogniska (tylko gałązki i suche badylki). I ziemia nie jest już widocznie kwaśna.

Robię raz do roku, bo przeczytałam, że szczaw zawiera sporą ilość kwasu szczawiowego (nie dziwota), który może w naszym organizmie tworzyć szczawiany,  kryształki i powodować podagrę (dnę moczanową).

Uzbierałam ten szczaw, ugotowałam, zmiksowałam i dodałam ten "miks" do ugotowanego wcześniej rosołku (na kurczęcych skrzydełkach), z marchewką, selerem i porem. Te warzywa tylko starłam na tarce. Mięso obrałam z kości i do zupy(skóra i chrząstki dla kotów). Do zupy ugotowałam po jajku na twardo na osobę, doprawiłam śmietaną (żeby była bardziej kwaśna, bo ta akurat zbyt kwaśna nie była, zwykle dodaję śmietankę), posypałam szczypiorkiem. Moja mama robiła jeszcze grzanki z chleba, ale ja zapomniałam.




Komentarze

  1. Zapomniałam o tej zupie. Dziękuję za przypomnienie

    OdpowiedzUsuń
  2. To prawda z tymi szczawianami. I nie tylko dna, ale może też zwiększać osteoporozę, niestety. A kiedyś uwielbiałam. Dzięki Haniu, jak zwykle mniam, choć nie dla mnie już, nie dla mnie... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet raz do roku? Ale rozumiem. Zdrowie najważniejsze. Zup jest mnóstwo, spieszę podać kolejne :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty