Zupa z "odzysku"

 "Zupa z odzysku" brzmi o wiele lepiej, niż "zupa z resztek" . A tak by można ją nazwać.  Wyszła taka smaczna, że nie wiem, czy kiedyś specjalnie takiej nie ugotuję. 

Ale ad rem:

Poprzedniego dnia zrobiłam danie "kurczak Tetrazzini", zapiekanka w sosie śmietanowym, z podsmażonymi pieczarkami, selerem korzeniowym (utartymi na tarce) i drobno pokrojoną papryką, do tego cząstki kurczaka, podpieczone albo ugotowane i makaron (tym razem grube wstążki). To zalane sosem i posypane utartym serem i pieprzem. I podpieczone w piekarniku. 

Zrobiłam, jak zwykle, za dużo na dwie osoby. Na kolację nie zostało zjedzone, więc czekało w lodówce na następny dzień. A że było tego za mało na kolejne dwie porcje, to wymyśliłam, że dodam włoszczyzny i wody i zrobię szybką zupę. Dodałam też listek kolendry i odrobinę świeżej bazylii. Wyszła zupa w stylu śródziemnomorskim, zupełnie inna od tych gotowanych na co dzień (ta papryka z pieczarkami?), nadspodziewanie smaczna. Doprawiłam ją jeszcze odrobiną masła i śmietany ( Rosjanie mają powiedzenie, że masłem sie kaszy nie popsuje, a ja uważam, że żadnej zupy się masłem nie zepsuje, takim świeżym, już po zakończeniu gotowania). Oczywiście dodałam pietruszki z ogrodu. Ach, zupę można zrobić naprawdę ze wszystkiego i z "niczego" ;)



Komentarze

Popularne posty